Oto historia w sam raz na Halloween. Tajemnicza, pełna intryg i z tragicznym zakończeniem.
Wszystko zaczęło się w 1772 roku.
Król Francji Ludwik XV we Francji poprosił paryskich jubilerów Boehmera i Bassenge, aby stworzyli wyjątkowy i niepowtarzalny diamentowy naszyjnik. Miał być on prezentem dla Madame du Barry, jego kochanki. Pieprzyku historii dodaje fakt, iż król miał wówczas lat 62 a Madame 26.
zdj. Jeanne Bécu Madame du Barry
Wykonanie projektu zajęło jubilerom aż sześć lat. Wykorzystali 647 diamentów, 28 000 karatów – bagatela. Powstało dzieło niemające sobie równych.
Niestety, do tego czasu zmarł Ludwik XV, jego wnuk Ludwik XVI został królem, Maria Antonina była królową, a Madame du Barry została wygnana z dworu.
Jubilerzy zwrócił się do królowej, proponując jej zakup naszyjnika za cenę 20 000 00 liwrów (dziś około 15 milionów dolarów).
Królowa odmówiła.
W tym momencie wkracza do akcji Jeanne de Saint-Rémy de Valois. Każe się nazywać hrabiną de la Motte. W rzeczywistości jest córką zubożałego szlachcica. Jej ojciec był pijakiem. Głęboko zadłużony sprzedał swój majątek i z rodziną przeniósł się do Paryża, gdzie żyli w biedzie.
Jeanne postanawia wykorzystać desperację jubilerów (starających się za wszelką cenę sprzedać naszyjnik i odzyskać pieniądze zainwestowane w kamienie użyte do stworzenia naszyjnika) oraz kardynała de Rohan.
Ten ostatni, który kilka lat wcześniej był ambasadorem Francji w Wiedniu, naraził się matce Marii Antoniny, cesarzowej Marii Teresie, i nie chciał niczego więcej, jak tylko odzyskać królewskie uznanie.
Jeanne przekonuje kardynała, że jest bliską powiernicą królowej i że królowa marzy o naszyjniku stworzonym dla Madame du Barry. Jeanne, w (rzekomym) imieniu królowej błaga kardynała, aby ten zakupił dla niej naszyjnik, a ona w tajemnicy przed mężem, którego nie ma odwagi prosić o tak zbytkowny prezent, zwróci mu należność. I oczywiście odwzajemni się za przysługę.
zdj. Maria Antonina
Kardynał, aby utwierdzić go w przekonaniu, iż to sama królowa jest inicjatorką pomysłu, otrzymuje listy od niej. Królowa pisze, że jest zbyt zawstydzona, by poprosić Louisa o tak drogi prezent i polegała na dzielnym kardynale, aby go dla niej zdobył. Listy są podrobione, a autorem jest kochanek Jeanne, Rétaux de Villette.
Jeanne wynajmuję nawet kurtyzanę, która przebrana za królową spotyka się z kardynałem w ogrodach pałacowych i osobiście prosi o pomoc w zakupie naszyjnika.
Kardynał, wpłaca zaliczkę jubilerom, w zamian otrzymuje naszyjnik i przekazuje go „lokajowi królowej”, którym w rzeczywistości jest znany nam już fałszerz Rétaux.
Naszyjnik nigdy jednak nie dotarł do królowej. Mąż Jeanne wywozi go do Londynu i tam natychmiast zaczyna sprzedawać pojedyncze diamenty.
Awantura wybucha w sierpniu 1785 roku, kiedy jubilerzy, stojący na skraju bankructwa, zwracają się do kardynała o zapłatę całej należności. Ten odsyła ich do królowej. Królowa, sądząc, że kardynał chce ją uwikłać w intrygę, przekonuje męża, Ludwika XVI, aby ten uwięził kardynała pod zarzutem oszustwa, co też ten czyni i wrzuca go do Bastylii.
Złapani i uwięzieni zostają pozostali uczestnicy intrygi.
Podczas procesu publicznego kardynał de Rohan zostaje uniewinniony.
Rétaux de Villette został uznany za winnego i wygnany z Francji.
Jeanne de Saint-Rémy de Valois zostaje uznana za winną i skazana na chłostę, napiętnowanie na piersi literą V jak voleuse (złodziej) i uwięzienie na resztę życia. Po roku udało jej się jednak uciec do Londynu, gdzie opublikowała swoje wspomnienia. Wspomnienia, w których oczywiście podkreśla swoją niewinność i intrygę królowej.
zdj. replika naszyjnika królowej
„Królowa była niewinna”, zauważył Napoleon po latach, „i aby upewnić się, że jej niewinność zostanie publicznie uznana, wybrała na swojego sędziego sąd paryski. W rezultacie uznano ją powszechnie za winną”.
Afera z naszyjnikiem dostarczyła dodatkowej pożywki autorom pamfletów. Odtąd przedstawiali królową jako chciwą i skorumpowaną. Wszystko co zrobiła, było krytykowane.
Ta historia miała tragiczny koniec 16 października 1793 roku.
Po 2-dniowym procesie, w którym królową oskarżono nie tylko o zdradę stanu, ale nawet o molestowanie syna, a ostatecznie skazano ją na karę śmierci. Wyrok wykonano poprzez ścięcie na gilotynie. Egzekucji przyglądał się paryski tłum, ciesząc się z jej śmierci.
Historycy zgodnie podkreślają, że „afera naszyjnikowa” była zarzewiem Rewolucji Francuskiej. Tyle że pewnie gdyby królową nie obarczono winą za naszyjnik, znaleziono by inny pretekst.
I tak po raz kolejny historia udowodniła, że diamenty szczęścia nie dają, a z pewnością, gdy jest ich aż 28 000 karatów.